arratorium

foto by Anna Chmura

30 stycznia 2025

Znaczenia i wartość opowieści. „Narratolgia” – recenzja. 

Co?

 

Okładkę Narratologi zdobią słowa, mające zachęcić potencjalnego kupującego do sięgnięcia po lekturę: Umiejętność opowiadania historii tkwi w Tobie od zawsze. Opanuj ją i rozwiń. Te słodkie obietnice szeptane do ucha nie są pozbawione podstaw, ale niech i czytelnik zachowa czujność. Autor książki, Paweł Tkaczyk, dobiera bowiem słowa z wielką precyzją i konkretnym zamiarem, który wyczuwalny jest podczas lektury każdego z dwudziestu dziewięciu rozdziałów.

Nim jednak zdradzę tę intencję, chciałbym dać upust formie recenzji i przedstawić, co jeszcze kryje w sobie to dzieło – ze szczególnym uwzględnieniem przestrzeni, które wyjątkowo zwróciły moją uwagę. 

W błyskawicznym skrócie – Narratologia traktuje o opowiadaniu opowieści, splataniu historii, budowie narracji, tak, by oddziaływać na odbiorcę. Jest dość konkretna, choć często nie rozwija w pełni poruszanych tematów. Jednocześnie podaje na tyle dużo informacji, by czytelnik był w stanie wyciągnąć wystarczająco dużo wiedzy i samodzielnie podjąć próbę wykorzystania nowo nabytych umiejętności w praktyce. Mam wrażenie, że książka stara się być dla storytellingu tym, czym Uratuj kotka! Blake’a Snydera jest dla pisania scenariuszy filmowych – no-nonsense, ale jednak uproszczonym poradnikiem przeprowadzającym przez proces twórczy od a do z.

Autor przeprowadza nas więc przez różne obszary opowieści: znaczenie emocji, podstawy struktury (przedstawiając zarówno techniki Pixara, jak i uproszczony monomit Josepha Campbella), stereotypy i archetypy, rodzaje medium, słownictwo, metafory… I całą masę innych tematów. Strumienie tej wiedzy, połączone razem, tworzą całkiem rwącą rzekę – a że informacjom towarzyszą też opowiadania i przykłady, to czytelnik może poruszać się na tej rwącej rzece nieco pewniejszym czółnem.

Kilka tematów zainteresowało mnie szczególnie.

foto by Anna Chmura

Kto? Do kogo? Jak?

 

Więcej niż jeden fragment przykuł moją uwagę. Nie, chwila moment, to taki frazes, że aż ciężko nie pominąć go wzrokiem – spróbujmy podejść do tego jeszcze raz, tym razem nie brzmiąc jak szkolne wypracowanie.

Rozdział o archetypach trafił mnie jak grom z jasnego nieba.

Rozważania o celach opowieści – w ujęciu współczesnym i historycznym - sprawiły, że czułem się jak rozjechany walcem.

Podanie alternatywnej historii czerwonego kapturka sprawiło, że głowa mi wybuchła i rozprysła się na wszystkie strony, brudząc ściany posoką i gąbczastymi resztkami mózgu.

 

...

 

Niezłe zabiegi literackie, nie? Sposoby na utrzymanie i przywrócenie uwagi czytelnika, często dobrane z bardzo chirurgiczną, wręcz niepokojącą precyzją. Wiele takich znajdziecie w książce, wspomagające narrację i radzące jak pisać, by być usłyszanym.

Tym niemniej – postaram się skupić nie tylko na trickach i zagrywkach, ale też na tym, jaką wiedzę Narratologia przekazuje. A przekazuje sporo.

Jak możecie zauważyć, autor dość celowo bawi się z uwagą czytelnika. Jest to dość spójne z tematem, który porusza parokrotnie w tekście, a mianowicie relacji między opowiadającym a słuchaczami.

Kim jest więc narrator? Jak można wykorzystać jego doświadczenia, mocne strony, jak może poprowadzić opowieść dosadniej i tak, by bardziej zapadała w pamięć? Perspektywy opowieści, rozróżnienia na rodzaje narracji – bardzo przydatna rzecz, a myślę, że to coś co często przyjmujemy za pewnik lub oczywistość. Autor pomaga tutaj wprowadzić odpowiednie rozróżniania, podejść do tematu świadomie, być może zaskoczyć słuchaczy pewnymi trikami.

Dodam tutaj, że książka jest napisana współcześnie i z humorem – więc autor zwracając się do mnie (a i pewnie do licznego grona odbiorców wychowanych na internetowych memach i filmikach z YouTube) wiedział co robi. No właśnie – bo poza narratorem i twórcą historii, ważne jest też audytorium. Poruszony jest wątek tego, jak oddziaływać na swoją publikę, jak dobierać to co do nich mówimy z tym, jak słuchają i jakiego języka używają. Niby oczywistość – ale jak widać po tym, jak pan Tkaczyk żartuje sobie z czytelnika i z czytelnikiem – działa. Pada też więcej niż jedna porada o tym, jak odnieść się do swej widowni – i to nawet w zależności od medium.

W tych tematach szczególnie błyszczy doświadczenie medialno-PRowe autora.

Dlaczego?

 

Są jednak takie miejsca, gdzie książka traci rozbieg i wypada z torów, nawet jeśli później wraca na trasę. Największy problem jaki mam z Narratologią jest taki, że książce brakuje określenia kierunku. Stara się być książką o opowieściach, ale też o marketingu, brandingu, storytellingu w sprzedaży i pozyskiwaniu klientów… Nie dziwię się, w końcu autor pracuje w zawodzie. Dla mnie to jednak rozrzedza wartość, którą książka może wnieść w „czysty” narratywizm – przez to odczułem, że tematy są traktowane pobieżnie, na szybko, by zaprezentować zagadnienie. I nie twierdzę, że za każdym razem trzeba rozważać, dajmy na to, trzy-, cztero- i pięcioczęściową strukturę aktu[1] – ale myślę, że książka wiele by zyskała, jeśli nad niektórymi tematami autor zatrzymałby się na dłużej, zaprezentował je dokładniej, podzielił się swoimi przemyśleniami. Może po prostu nie byłem docelową publiką – fanów marketingu i PRu jest po prostu więcej, niż domorosłych storytellerów.  

Dodatkowo, autor powołuje się na wielu innych twórców, badania, eksperymenty. Brakuje mi tu indeksu i bibliografii – zwłaszcza w połączeniu z tym, że niektóre z tematów chciałoby się zgłębić bardziej po „liźnięciu ich”.

Ostatnia rzecz, z którą mam trudność jest bardzo… efemeryczna. Niekonkretna, czysto odczuciowa i niepodparta żadnymi konkretnymi przesłankami – ktoś przywiązany do szkiełka i oka może od razu odpuścić ten fragment. Nie jest to nawet konkretna wada, czy coś co sprawia, że odbiór książki traci na wartości. Przez cały czas lektury czułem jednak, jakby autor usilnie starał się mi coś sprzedać. Język książki jest więc miły, miękki, okraszony humorem i metaforami – a jednak nieco sztuczny, lekko wymuszony, próbujący przekonać mnie do idei, pomysłów, wiedzy, sprytu. Sam nie czuję się do końca w porządku pisząc to – bo ciężko mi to poprzeć konkretnymi cytatami czy dowodami – a jednak, odczucie to czasem do mnie wracało podczas lektury. Jakby tekst był raczej dziełem starannego dobierania słów by wpłynąć na mnie i wywołać we mnie podziw dla autora niż pracą pełną pasji i chęci przekazania mi serca do opowieści.

No i nie powiem, trochę wyszło. Więc z jednej strony – chylę czoła, zwłaszcza jeśli taki był zamysł. Z drugiej – potęguje to moje poczucie niedosytu.

Gdzie? Kiedy?

 

W których momentach warto więc sięgnąć po Narratologię? Zacznę przewrotnie, czysto przypuszczająco – zakładam, że warto sięgnąć po nią, gdy pracuje się w marketingu lub Public Relations i chce być się lepszym w swojej pracy – tworzyć bardziej wciągające kampanie, lepsze przemówienia, komunikować się z odbiorcą i przekazywać mu pewne treści. Kompletnie nie znam się na pracy w tych obszarach, ale mi książka ta pomogłaby w tym celu, a co dopiero profesjonaliście.

Poza tym – myślę, że dobrym momentem będzie sprawdzenie, co autor może nam poradzić albo tuż przed rozpoczęciem pisania jakiegoś tekstu (by podczas niego pamiętać o zasadach i pomocach o których wspomina książka) albo gdy napotkamy pewną twórczą blokadę, zapędzimy się w pisarski kozi róg. Jakie wsparcie może nam oferować klasyczna sztuka opowiadania? W jaki sposób możemy sprawić, by nasi bohaterowie znowu znaleźli się w tarapatach, by byli bardziej lubiani lub autentyczni?

Osobiście – sięgnąłem po rozdział o archetypie planując to, jak można umiejscowić i połączyć postaci na larpie, nad którym pracuję. Jak poszczególne archetypy mogą wchodzić ze sobą w interakcje? Jak można rozłożyć łuki fabularne tak, by każdy z nich mógł przejść swoją ścieżkę, jednocześnie nie naruszając i nie kradnąc spotlightu innych? Może i nie dostanę wszystkich odpowiedzi na tacy (cóż to za potężna lektura musiałaby być, by tak było!), ale inspiracji będzie całkiem sporo.

 

Czy warto?

 

Książka jest warta polecenia. Nie stawiałbym jednak tylko na nią i niekoniecznie jako pierwszy kontakt z opowieściami i strukturą historii – jako jedyne źródło wiedzy może nie wystarczyć do wprowadzenia czytelnika w świat storytellingu. Stanowi za to dobry uzupełniacz wiedzy, sposób na przypomnienie sobie zasad i struktur lub po prostu ciekawą lekturę – zwłaszcza, jeśli kogoś interesuje praktyczny (lub dający się zmonetyzować) sposób opowiadania opowieści.

Chętnie wrócę do lektury za rok, dwa – zwłaszcza, jeśli uda mi się zapoznać z częścią lektur wspomnianych w książce, by zobaczyć, czy faktycznie wydestylowano najważniejsze części innych dzieł… A także po to, by zobaczyć, czy nadal mnie kupuje.

foto by Anna Chmura


[1] Czytelników zainteresowanych tematem odsyłam do Into the woods John’a Yorke. Ze specjalnym podziękowaniem dla Kwiatka za polecenie!

Kontakt

Menu

Jestem też tu: